Kiedyś stanowili o sile reprezentacji Polski. Co robią dzisiaj?
Kiedy w 2013 roku selekcjoner reprezentacji Polski w piłce nożnej 6-osobowej, Klaudiusz Hirsch, obejmował swój nowy zespół, zastał w szatni zawodników, których miał prawo nie znać. 15 kadrowiczów zostało wówczas wybranych przez zespół skautów Playarena, składający się ze znakomitych niegdyś reprezentantów Polski na dużym boisku oraz cenionego dziennikarza, wspieranych przez drużynę Ambasadorów Playarena. W ciągu dosłownie kilku dni wspólnych treningów tej grupie młodych facetów udało się stworzyć ciekawy organizm, który do końca walczył o awans do strefy medalowej na swoim debiutanckim turnieju mistrzostw Europy. Na węgierskie Euro w 2016 roku nie pojechał już jednak żaden z graczy, którzy w Grecji występowali z orzełkiem na piersi... Co robią dzisiaj ci, którzy stanowili niedawno o sile kadry narodowej?
Wiktor Żytek - 10 meczów, 3 gole

Historii związanych z Wiktorem Żytkiem, od lat w rozgrywkach Playarena reprezentującego barwy łódzkich Dzbanów, jest tyle, że w sumie nie wiadomo, od czego zacząć. Debiutował w reprezentacji meczem z Niemcami przed EMF Euro w Grecji i już wtedy zaczęły się dziać niesamowite historie, kiedy razem z Adrianem Filipiakiem - również jednym z reprezentantów - najpierw otrzymali pozwolenie na udział w zgrupowaniu reprezentacji i mistrzostwach Europy od ŁKS-u Łódź, którego wówczas byli zawodnikami, a potem nieomal siedząc w samolocie do Grecji, usłyszeli, że mają wracać do klubu. Mimo potężnej awantury, zarówno jeden, jak i drugi udowodnili, że wcale nie pojechali na Kretę się opalać i że futbol 6-osobowy to jednak poważny sport. Dolało to dodatkowo oliwy do ognia w sprawie konfliktu z kibicami, jako że Żytek prywatnie jest fanem... Widzewa. Już wiosną następnego roku Wiktor był zatem zawodnikiem Lechii Tomaszów Mazowiecki. Na początku poprzedniego roku trafił na wypożyczenie do Śląska Wrocław, w którym spędził pół roku, ale nie przebił się do składu, zaliczając jedynie jeden ekstraklasowy mecz przesiedziany na ławce rezerwowych. Ten epizod wystarczył jednak, żeby stać się pierwszym reprezentantem Polski w piłce nożnej 6-osobowej występującym... w serii gier FIFA. Reasumując, skupienie się łodzianina na swojej karierze w futbolu 11-osobowym z pewnością osłabiło naszę reprezentację, której kluczowym zawodnikiem był on zwłaszcza na mistrzostwach w Czarnogórze, gdzie zdobył 3 bramki.
Jarosław Filiks - 10 meczów, 3 gole

Aż trzech spotkań potrzebowali reprezentanci Polski w piłce nożnej 6-osobowej, aby po raz pierwszy w historii pokonać bramkarza rywali. Najpierw była porażka z Czechami, następnie bezbramkowy remis z Niemcami, aż wreszcie przyszła kryska na matyska i szczeciński bombardier, Jarosław Filiks, w spotkaniu z reprezentacją Chorwacji, otworzył worek z polskimi bramkami. Wcześniej napastnik Bad Boys Szczecin wpadł oko skautom podczas wspomnianych już Mistrzostw Polski Ligi Nike Playarena w 2013 roku, kiedy doprowadzał do rozpaczy zespoły przeciwne, w 7 meczach uzyskując aż 22 trafienia i zdobywając tym samym koronę króla strzelców oraz tytuł Mistrza Polski. W reprezentacji już tak różowo nie było, gdyż przygoda Filiksa z kadrą zakończyła się w 2014 roku po mistrzostwach Europy w Czarnogórze, a licznik bramek zatrzymał się na 3 golach w 10 meczach. Po turnieju w Herceg Novi zawodnik był testowany w Ruchu Chorzów, natomiast ostatecznie kolejne dwa sezony spędził na niemieckich boiskach w siódmej lidze, gdzie dochodził do siebie po ciężkiej kontuzji. Niedawno Jarek zrobił licencję trenerską i obecnie pracuje z najmłodszymi adeptami futbolu w jednej ze szczecińskich akademii. Kto wie, może spod jego skrzydeł za jakiś czas zaczną wychylać się przyszłe gwiazdy polskiej piłki?
Kamil Fryszka - 16 meczów, 2 gole

Zawodnik ze Szczecina jest niewątpliwie postacią historyczną dla polskiej piłki nożnej 6-osobowej. Od początku swojej przygody z tą odmianą futbolu związany był z zespołem Bad Boys Szczecin, z którym zdobył złoty i brązowy medal Mistrzostw Polski, a do reprezentacji trafił już w 2012 roku przez... zupełny przypadek. Kamil został bowiem dokoptowany do składu na tamte zawody w ostatniej chwili, w wyniku problemów kadrowych Bad Boysów. Waleczność, pewność w grze obronnej oraz skuteczność pod bramką przeciwnika zapewniły mu jednak miejsce w zespole narodowym, który dopiero miał się tworzyć. Nie było trenera, nie było spójnej wizji rozwoju reprezentacji, ale był za to Kamil Fryszka, który rok po debiucie w koszulce z orłem na piersi był tym zawodnikiem, któremu Klaudiusz Hirsch powierzył opaskę kapitana i rozpoczynał od niego układanie składu wyjściowego. Nikt nie oczekiwał od Kamila wirtuozerii, bo w wiązaniu krawatów stopami są pewnie nieco lepsi od niego specjaliści, ale ciężko sobie wyobrazić piłkarza, który oddałby więcej serca i zaangażowania drużynie niż popularny "Frycha". Oddanie, walka na całego do ostatniego gwizdka, a także wiatr w żagle, który dawał całemu zespołowi takimi zagraniami jak gol bezpośrednio z rzutu rożnego w meczu z Kazachstanem, z pewnością były niezwykle istotne w budowaniu polskiej drużyny. Wszystko wskazuje na to, że przygoda Kamila z reprezentacją już się zakończyła, bez medalu mistrzostw Europy i bez takiej osobistej sportowej zemsty na Chorwatach, którzy w 2013 roku wypchnęli Polaków z turnieju tuż przed strefą medalową. Mimo wszystko jego historia pokazała pewien wzór zawodnika, który w każdym meczu daje z siebie wszystko, a w koszulce z orłem na piersi - jeszcze więcej. Dwóch wspaniałych goli i 16 występów, z gryzieniem trawy od pierwszej do ostatniej minuty, na pewno nigdy mu nie zapomnimy...
Komentarze