
Igor Świątkiewicz: Moja przygoda z reprezentacją już się skończyła
Dwa lata temu strzelał bramki dla reprezentacji Polski w Czarnogórze, będąc asem w talii Klaudiusza Hirscha. Od tego czasu wiele się wydarzyło w jego życiu. Występy w kadrze, jak sam przyznaje, to już przeszłość. Grał w Widzewie i był w Anglii, skąd przywiózł bagaż doświadczeń. Zmienił również swój styl. Krótkowłosy Figo z Łodzi to już historia. O tym, co działo się w jego życiu w ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy, w rozmowie z Kacprem Krzeczewskim, opowiada Igor Świątkiewicz.
Kacper Krzeczewski: Dawno nie rozmawialiśmy, a w Twoim życiu działo się przez ten czas bardzo wiele. Co najbardziej utkwiło Ci w pamięci z okresu ostatnich kilkunastu miesięcy?
Igor Świątkiewicz: Nie wiem, co utkwiło mi najbardziej w pamięci, ale moje nogi na pewno zapamiętały trening trenera Obarka w Poddębicach po moim powrocie z Anglii - siedem kilometrów biegu po asfalcie i ponad 20 sprintów 100-200 metrowych. 2 tygodnie do siebie dochodziłem, a napięte łydki masażysta rozbijał mi kolanami. Przymierzałem się nawet do powrotu do gry w Nerze Poddębice, ale doszedłem do wniosku, że rozsądniej będzie trenować w trochę mniejszym klubie, mianowicie w Andrespolii Wiśniowa Góra. Jej trenerem jest doświadczony zawodnik łódzkiej Ligi Nike Playarena, Witold Kurzawa. Postanowiłem mu zaufać i dlatego wybrałem właśnie ten klub.
Jakbyś ocenił swój pobyt w Widzewie. Co nie zagrało tak jak powinno?
To była ciekawa lekcja życiowa. Myślę, że początek w Widzewie był jak najbardziej na plus, ale z każdym kolejnym meczem było coraz słabiej. Potem nastąpiła zmiana trenera i dostawałem mało szans na grę. Nauczyłem się wtedy wytrzymałości i cierpliwości, a przede wszystkim dystansu do pewnych spraw i do siebie.
Po nieudanej przygodzie z łódzkim klubem wyjechałeś do Anglii. Miałeś dość Polski?
W pewnym sensie tak. Nasz kraj nie ułatwia zbytnio życia, dlatego chciałem spróbować życia w Anglii, a konkretnie w Londynie. Ponadto, jestem fanem ligi angielskiej od wielu lat, dlatego to też był jakiś argument do tego, żeby wyjechać.
Kibicujesz Fulham, pewnie byłeś na jakichś meczach tej drużyny w Londynie. Jak wrażenia?
Dużo większa kultura kibicowania, zawodnicy są doceniani i oklaskiwani na każdym kroku, szczególnie za waleczność, co dodaje im skrzydeł i powoduje, że grają jeszcze lepiej.
Czym zajmowałeś się tam na co dzień?
Pojechałem do Anglii w ciemno. Parę osób na początku mi pomogło w zamian za to, że grałem z nimi w amatorskiej lidze orlikowej w wolnym czasie. Na co dzień pracowałem jako kierowca vana i robiłem remonty w mieszkaniach.
Jakbyś porównał poziom tamtejszej ligi do ekstraklasy łódzkiej Ligi Nike Playarena?
Poziom był słabszy, aczkolwiek czołowe 3-4 drużyny miałyby szanse wywalczyć awans na Mistrzostwa Polski. Co ciekawe, w rozgrywkach grało wielu ogranych zawodników, m.in. Piotr Reiss.
Próbowałeś szukać w Anglii klubu również w lidze jedenastoosobowej czy poprzestałeś na amatorskiej lidze orlikowej?
Nie było na to zbytnio możliwości, a poza tym praca fizyczna na budowie nie pozwoli dać ci 100% na treningu piłkarskim. Nie jest tak łatwo znaleźć klub z ulicy, bo nawet najmniejsze kluby mają swoje szkółki młodzieżowe, na których opierają swoją przyszłość w seniorach.
Co Cię skłoniło do powrotu do Polski?
Miłość do dziewczyny i większa możliwość na rozwój piłkarski.
Rozważasz w przyszłości powrót do Anglii?
Na razie zostaję w Polsce, ale Anglii nie skreślam.
Podczas tegorocznych finałów Mistrzostw Polski dotarliście do ćwierćfinału, gdzie ulegliście po dogrywce późniejszym brązowym medalistom, czyli zespołowi TS 10-ka Zabrze. Strzelec decydującej bramki Ariel Mnochy śnił Ci się po nocach?
Dobrze pamiętam tą sytuację. Była dogrywka Playarena Turbo, a na boisku, poza bramkarzami, zostało tylko nas dwóch. Miałem nadzieję, że to ja jako pierwszy będę przy piłce. Mieliśmy w tamtym momencie po 7 bramek w turnieju, jednak to on zaczął, był górą w tym starciu i jeszcze zdobył koronę króla strzelców. Taka jest piłka nożna, dlatego szybko zapomniałem o tej porażce, a w nocy świętowałem Mistrzostwo Polski z kolegami z Flying Cater-Group Łódź.
Racja, skoro tytuł nie mógł trafić do Retkini, to ważne, że trafił chociaż do Łodzi. Nad czym przede wszystkim pracujesz, żebyś za rok to Ty świętował zdobycie Mistrzostwa Polski?
Przede wszystkim nad siłą, wytrzymałością i rozciąganiem. Z każdym dniem zdobywam doświadczenie, ale jeszcze dużo brakuje mi do tego, żeby wejść na wyższy poziom.
W tym sezonie wiele mówiło się o kryzysie zespołu Retkinia Crew. Odszedł od Was Mariusz Rachubiński, a Ty miałeś kilka ciekawych ofert. Jak się okazało, jednak zostałeś w drużynie. To taka forma rekompensaty - RC pomogło Tobie, więc teraz Ty pomagasz RC?
Jestem w Retkini od samego początku i dla mnie to coś więcej niż drużyna. Początek sezonu był słaby w naszym wykonaniu, ale powoli wracamy do gry.
Funkcję kapitana przestał ponadto sprawować Piotr Krucki. Skąd te roszady w Waszym zespole?
Opaska kapitańska powędrowała do Marcina Filipiaka, bo żona zabrała Wicię do Strykowa (śmiech).
Śledziłeś mecze polskiej kadry podczas ME na Węgrzech? Jakie wskazałbyś przyczyny niepowodzenia?
Tak, z wynikami reprezentacji jestem na bieżąco, aczkolwiek moja przygoda w niej już się skończyła, gdyż skupiam się na dużym boisku. Co do przyczyn niepowodzenia, to trudno mi powiedzieć. Na pewno rotacja w składzie była jednak zbyt duża. Nie można z roku na rok wymienić ponad połowy zawodników i liczyć na sukces. Bardzo ważne jest zgranie.
Zmieniłeś image. W długich włosach bardzo przypominasz swojego idola Figo. Jak zareagowała na to Twoja dziewczyna?
Rzuciła mnie (śmiech), ale to raczej nie przez włosy. Włosy to tajemnica i lekcja cierpliwości.
Komentarze