Playarena
Dodany: Komentarzy: 1

Miłość do piłki nie jest lepsza ani gorsza. Jest po prostu inna...

Jest to historia, jaką pewnie nie jeden z nas już słyszał albo i sam przez nią przeszedł. To w sumie nic wyjątkowego, ale chciałbym zwrócić uwagę na pewną bardzo istotną rzecz. Kto wie, może sami dojdziecie do takiego wniosku w trakcie czytania tego artykułu...

Dla wielu z nas miłość do piłki to w pewnym momencie życia cały świat. Wszystko kręci się dookoła sportu, treningów, kolegów z klubu, podwórka i kilku plakatów na ścianie. Tak, właśnie kiedyś to plakaty na ścianie były tym, czym teraz jest dla Was tapeta w smartfonie lub na pulpicie komputera. Gość, o którym piszę, to taki typowy łódzki chłopak. Sami oceńcie to, jak mówi o sobie.

"Teraz mam 32 lata, swoje mieszkanie, rodzinę, dzieci, kredyty... W skrócie nic szczególnego. Mieszkałem w kilku miejscach w Łodzi. Wszystko przez to, że jestem z rozbitej rodziny. Ojciec zalewał się alkoholem po sam korek i to było mega słabe. Mam ten obrazek przed oczami cały czas, dlatego jak byłem mały, zawsze sobie powtarzałem, że nie będę pił. Nie będę taki jak ojciec. Nie będę krzyczał na swoje dziecko i będę dobrym mężem. Będę pracował. Za małolata nie widziałem świata poza mamą, ale brakowało ojca. Nie miał kto ze mną pokopać w piłkę, więc robiła to mama. Starała się mocno, ale to nie to samo. Mimo wszystko nie chciałem jej sprawiać przykrości. Było śmiesznie. Kopaliśmy na trawniku przy "Uniontexie" na Milionowej. Bramka składała się z dwóch drzew. Mama strzelała. Wiadomo, jak kobieta. Mocno ją za to szanuję.

Mieszkałem w średniej okolicy, na Kilina przy Strzelczyka - teraz Senatorska - obok Grabowa, Lubelska, Zarzewska... Chodziłem tam z kolegami. Ilu z nich poszło w normalne życie? Może trzech. Reszta skończyła gorzej. Czasem widuje ich gdzieś na rogu pod sklepem. Na podwórku miałem trawnik, jakieś krzaki, drzewa owocowe. Reszta wybrukowana kamieniami - dramat. Nie było gdzie normalnie grać w piłkę. Tłukłem więc z kumplami w "króla" o ścianę z komórek, gdzie ludzie trzymali węgiel i drewno na opał. Czasem poleciała jakaś szyba. To było normalne. Dzieciaki się bawiły. W domu było cienko z "keszem". Mama pracowała na szwalni. Miałem piłkę "biedronówkę", czarną w białe łaty. Odklejały się co chwila. Podklejałem butaprenem.

Jak przyszedł czas na szkołę, jeździłem na Widzew na Elsnera. Tramwajami 18 i 21. To był dla mnie inny świat, w którym rządzili chłopaki z bloków. Każdy z nich się znał, dlatego akceptowali się nawzajem. Mnie średnio i dużo czasu upłynęło, zanim byłem w tej grupie traktowany jak ich kumpel. Ogólnie wspominam ten czas słabo. Mieliśmy tam kumpla. Miał na imię Paweł. Każdy się z niego śmiał. Biegał w koszulce Ajaxu. Na plecach miał nazwisko Litmanen. Tak, to ten napastnik z Finlandii. Ja miałem koszulkę Liverpoolu ze skrzydłowym McManamanem na plecach. Był też Giggs, Cantona, Shearer... Takie to były czasy. Ten Paweł chodził na treningi do Polonii Andrzejów. Śmiali się i z tego, że wiocha... Teraz jak patrzę na łódzką Playarenę, to kilku grajków kopie w tym samym Andrzejowie i teraz się nikt nie śmieje. Mama ciągle starała się o mieszkanie, żeby wyrwać się z tych kamienic. W końcu się udało. Miałem swój pokój, a całe mieszkanie miało 24 m2. Szczyt marzeń. Szczyt możliwości. Nasz cały świat.

Bardzo chciałem grać w klubie. Teraz z perspektywy czasu wiem, że byłem na to za słaby i że godziny spędzone na "Wembley" to było jednak za mało, żeby znaleźć się w zawodowej piłce. Poszedłem na "Włókniarz", byłem na kilku treningach "Startu" i... złamałem nogę. Pamiętam to jak dziś. Miałem 18 lat. Nie piłem żadnego alkoholu. Raz namówiony przez kolegów upiłem się Redds'em. Na pogotowiu lekarz wsadził mi nogę w gips i sprzedał taką gadkę, którą mogę odtwarzać jak taśmę w magnetofonie. - Tu jest Polska kolego. To nie jest Brazylia. Tu nie każdy musi grac w piłkę. Można normalnie pracować - mówił. Wtedy myślałem, że jest czubem, tym bardziej że tym gipsem na nodze zabrał mi bardzo wiele. Po jedenastu dniach sam zdjąłem go z nogi. Utykałem, ale chodziłem. Jakoś. Wszystko skończyło się jeszcze gorzej, bo półtora roku bujałem się po przychodniach na rehabilitacjach, patrząc jak ćwiczą ludzie w podeszłym wieku... Byłem debilem.

Po wszystkim nie myślałem już o powrocie do piłki. Wyleczyłem się, ale na krótko. Kolega namówił mnie na treningi w Andrespolii Wiśniowa Góra. Tam był wtedy inny klimat. Było jedno boisko i wszystko kręciło się w dookoła małolatów, których prowadził wtedy Sękowski. Dałem sobie spokój na dobre. Kilka lat później coś tam pograłem w Lidze Parafialnej, ale jakoś nie mogłem się odnaleźć w miejscu, gdzie za każdą bluzgę był rzut karny. To po prostu nie było na moje nerwy. W końcu przyszedł czas na... rozgrywki Playarena. Zebraliśmy się w kilku, założyliśmy drużynę i gramy w nich do dziś... tyle że ja też średnio mogę. Jak wspomniałęm, mam rodzinę, dzieci i obowiązki w pracy. To bardzo krępuje nogi (śmiech), ale ciągle kocham piłkę i to chyba najbardziej ze wszystkich rzeczy, które towarzyszyły mi w życiu. Nie zrozumcie mnie źle, ale to jest inna miłość niż rodzicielska... Nie gorsza, nie lepsza, ale inna."

Czemu przytoczyłem historię tego chłopka? Moim zdaniem to, o czym opowiada, jest po prostu prawdziwe. Gość przeszedł drogę, którą pokonał nie jeden z nas. Może nie każdy pochodzi z rozbitej rodziny, ale na pewno wszyscy mieliśmy takie doświadczenia życiowe, które w jakiś sposób kształtowały naszą miłość do piłki nożnej. Teraz Playarena daje nam to, czego on nie miał na pewno w młodości. Fajnie działający organizm, który mimo fali krytyki, jest tworem scalającym nie tylko futbolowe talenty w świetne drużyny, ale również takich przeciętnych gości z futbolowym życiem. To niesamowita odskocznia od problemów. Choćby na chwilę. Nawet dla tych wszystkich małolatów, którym w tym momencie nie szczęści się w życiu... Pamiętajcie o tym!

 

powrót do listy

Komentarze

Łukasz Walczak
+
2
/
-
0
ponad 6 lata temu

W naszych czasach jak szedłeś do klubu to za nic nie musiałeś płacić ... jedyne ci Cię interesowało to buty a reszte miałeś zagwarantowane . Teraz miesięczna składka 100 do tego koszulki treningowe ok 80 zł , dresy ,stroje,ortaliony ,obozy, turnieje wszysko cash cash cash ... części ludzi niestety na to nie stać żeby ich dzieci trenowały dlatego spora ilość utalentowanych chłopaków wiadomo jak kończy....

Jeżeli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany. Zaloguj
Advertisement