RP6
Dodany: Komentarzy: 1

Czeski dramat biało-czerwonych. Węgrzy w półfinale!

- To się nie dzieje naprawdę - można było pomyśleć zaraz po ostatnim gwizdku sędziego w meczu ćwierćfinałowym Polski z Węgrami. Do 39. minuty biało-czerwoni prowadzili 1:0 i wszystko wskazywało na to, że to prowadzenie uda się utrzymać do końca. Stało się jednak inaczej. Przeciwnicy doprowadzili do wyrównania, a konkurs rzutów karnych wygrali, choć przegrywali już w nim 0:2. W rezultacie to oni zameldowali się w czwórce najlepszych drużyn w Europie.

Mecz przyjaźni z Węgrami rozpoczął się najlepiej jak tylko mógł, bo od trafienia podopiecznych Klaudiusza Hirscha. To, co wcześniej nie było naszą najlepszą stroną, dało nam bramkę, a mowa o stałym fragmencie gry, po którym Cezary Szałek zdobył swojego pierwszego gola dla reprezentacji Polski. Zawodnikowi, który pół roku temu powrócił do kraju ze Szwecji, wystarczyło tylko dobrze ułożyć nogę po świetnym podaniu z rzutu wolnego Krzysztofa Elsnera i w 8. minucie było 1:0. Po straconej bramce inicjatywę przejęli Węgrzy, ale Polacy skutecznie organizowali się w defensywie, dzięki czemu ich przeciwnicy nie mieli zbyt wielu klarownych sytuacji podbramkowych. Jeżeli już ekipa Madziarów dochodziła do strzałów, to te w efektowny sposób bronił niezawodny Paweł Grzywa. Co ważne, nasza drużyna nie ograniczała się tylko do obrony. Można powiedzieć, że liczba stwarzanych okazji przez obie strony była podobna, lecz im bliżej było końcowego gwizdka, tym Węgrzy mieli chyba do powiedzenia nieznacznie więcej.

Gdy w 35. minucie trafili w słupek po błędzie Bartłomieja Dębickiego, wydawało się, że w tym meczu nic nie może nam już odebrać zwycięstwa. Kulminacyjny moment spotkania nastąpił jednak chwilę później, gdy brutalnie sfaulowany został Adrian Citko, a sędziowie - z wiadomych tylko sobie powodów - nie pozwalali wejść z pomocą na boisko polskiej fizjoterapeutce i służbom medycznym. Takiego zachowania nie mógł zrozumieć polski selekcjoner, który za uzasadnioną dyskusję z arbitrem został wyrzucony na trybuny. W ostatnich sekundach biało-czerwoni musieli w efekcie radzić sobie bez swojego trenera, co okazało się kluczowe dla losów tej konfrontacji. Węgierscy zawodnicy postawili wszystko na jedną kartę i zaraz po tym jak wycofali bramkarza, strzelili wyrównującego gola za sprawą Ferenca Béresa. Na tablicy wyników była wtedy 39. minuta i biorąc pod uwagę kilka dłuższych przerw w grze, szykowaliśmy się na co najmniej 3-4 dodatkowe minuty tego niezwykłego widowiska. Sędzia skrócił je jednak znacznie, bo po 50 sekundach doliczonego czasu zakończył mecz, a to oznaczało jedno - konkurs rzutów karnych.

Pamiętając wydarzenia z Chorwacji, gdy w "jedenastkach" zupełnie nie poradziliśmy sobie z Bośnią i Hercegowiną, mieliśmy przed nimi duże obawy. Po celnych uderzeniach Mateusza Glińskiego i Krzysztofa Elsnera oraz skutecznej obronie Pawła Grzywy prowadziliśmy jednak 2:0 i nie dało się nie odnieść wrażenia, że jedną nogą jesteśmy już w półfinale. Jak się okazało, była to przedwczesna radość, gdyż najpierw decydującego karnego nie wykorzystał - bardzo dobrze spisujący się w tym meczu - Marcin Grzywa, a za chwilę po interwencji bramkarza w poprzeczkę trafił Grzegorz Och i stało się jasne, że teraz wszystko w rękach Węgrów. Ci zachowali zimną krew do końca, dzięki czemu rzutem na taśmę wydarli nam wygraną i awans do upragnionego półfinału ME.

Polska - Węgry 1:1 (1:0), 2:3 w rzutach karnych

1:0, 8. minuta - Cezary Szałek (asysta: Krzysztof Elsner)
1:1, 39. minuta - Ferenc Béres (asysta: Richárd Cseszneki)

Polska: Norbert Jendruczek, Paweł Grzywa - Marcin Grzywa, Bartłomiej Dębicki, Mateusz Gliński, Tomasz Golatowski, Krzysztof Elsner, Michał Knajdrowski, Krystian Kij, Adrian Citko, Ariel Mnochy, Bartłomiej Piórkowski, Grzegorz Och, Cezary Szałek.

Węgry: Lajos Sikur, Bence Tajti - Balázs Bánfalvi, Ferenc Béres, Imre Bozsoki, Richárd Cseszneki, Róbert Fekete, András Gál, Zsolt Horváth, Imre Lak, Csaba Poncok, Szabolcs Somogyi, Márkó Sós, Zsolt Szabó,  Csaba Varga.
 

Mecz Polska - Węgry był transmitowany na żywo na fapage'u Ligi Nike Playarena. Spotkanie komentował Edward Durda.

 

powrót do listy

Komentarze

Karol Koc
+
4
/
-
0
ponad 6 lata temu

Z jednej strony brawa za walkę i dotarcie do najlepszej ósemki Europy, z drugiej strony mam wrażenie że w ogóle nie zostały wyciągnięte wnioski z meczu z Bośnią przed dwoma laty na tym samym etapie. Jest wynik, przeciwnicy wstawiają lotnego bramkarza, a my totalna bierność gdy jest on przy piłce. Szkoda, na prawdę szkoda bo ile razy można mówić "za rok będzie lepiej".

Jeżeli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany. Zaloguj
Advertisement