Playarena
Dodany: Komentarzy: 0

Polska edycja Neymar Jr's Five znów dla zawodników Playarena

Możemy dumnie stwierdzić, że w Polsce Neymar Jr's Five to odmiana futbolu, w której prym wiedzie Playarena. Po zwycięstwie drużyn UKS Bródno i Kapeli Weselnej, które występowały bądź wciąż występują w naszych rozgrywkach, w tym roku zwycięska okazała się ekipa, która co prawda nie gra pod taką samą nazwą w lidze, ale jest złożona w większości z zawodników, którzy od lat z powodzeniem grają w bytomskiej i katowickiej Playarenie. Mowa o reprezentującym Katowice zespole Ghetto Gospel, który wygrał tegoroczną edycję Neymar Jr's Five i w nagrodę pojedzie do Brazylii na światowy finał.
 

Ej chłopaki, coś trzeszczy w samochodzie

Wydawać by się mogło, że to nie ma prawa się wydarzyć. Przeciwności losu pojawiały się regularnie na każdym kroku od dnia wywalczenia przez tą ekipę awansu na turniej finałowy polskiej edycji Neymar Jr's Five. Ich apogeum miało miejsce jeszcze na dzień przed zawodami, kiedy wyjazd do stolicy był nawet zagrożony. W końcu 12 godzin przed wyjazdem do Warszawy padło charakterystyczne dla drużyny hasło “Okeeej” i bajka zaczęła się na dobre… "No dobra, jedziemy do Warszawy, ale przecież nas jest sześciu, a auto 5-osobowe" - padło w jednej z rozmów dzień przed wyjazdem. Ale to przecież nie problem. Pociągi na linii Katowice-Warszawa kursują regularnie, a w nich najlepiej skupić się na pisaniu pracy licencjackiej i książek Mario Puzo, więc można się rozdzielić i spotkać w stolicy. W tym samym czasie ruszył samochód, który miał przed sobą 300 kilometrów trasy. Jak się okazało, było to dla niego jakieś 250 za dużo (a być może za dużo było kilogramów talentu w środku? - to już zostawiamy do Waszej interpretacji). W samochodzie coś trzeszczy, a przecież czasu nie ma za wiele. Co robić? Odpuścić i udać się dalej spać czy szukać rezerwowego samochodu? Oczywiście przy drugiej opcji padło hasło “Okeeej”. A więc Ghetto ruszyło dalej. Po drodze skupienie i omijanie “Złotych Łuków”, jak powszechnie w drużynie znany jest McDonald (mimo kuszącej urodzinowej oferty z Big Makiem za piątkę). Na turnieju wypada być przecież w dobrej formie, natomiast okazja, by pojeść, będzie w drodze powrotnej. Co więcej, na powrót zanosiło się niebawem, bo o dobry wynik miało być ciężko. Poziom turnieju jest zawsze kosmiczny, a pech drużyny trwa już zbyt długo, by nagle los mógł się odmienić. Czy to mogło skończyć się dobrze? Jak to się mówi - nawet musiało.


3 minuty i 0:5

Po zameldowaniu się na Agrykoli i losowaniu grup drużyna Ghetto Gospel niecierpliwie wyczekiwała pierwszego meczu. Oczekiwania były znacznie dłuższe niż samo spotkanie. Pierwszym rywalem była drużyna z Poznania, która w ciągu trzech minut trafiła 5 bramek. W tym czasie drużyna  Katowic do bramki rywali nie trafiła ani razu. Było po meczu, a przecież czasami dłużej czeka się na zamówienie w “Złotych Łukach”. Po tylu niepowodzeniach wydawać by się mogło, że w drużynie będą ponure nastroje. Jak się okazało, nic bardziej mylnego. Atmosfera dalej była znakomita, a zawodnicy Ghetto Gospel zarażali swoim dobrym nastrojem sąsiednie zespoły, szybko zyskując sobie sympatię wśród zgromadzonych drużyn. Solidna porcja żartów w oczekiwaniu na drugi mecz, w przerwie której padło niewinne hasło “Chłopaki, a może zmienimy taktykę?” potwierdzone rzecz jasna tradycyjnym “Okeeej”, zdziałała cuda. W drugim spotkaniu gracze Ghetto Gospel zagrali zdecydowanie lepiej i skuteczniej, wygrywając mecz 5:0. W drugim meczu tej grupy również było ciekawie i przed ostatnią kolejką wszystkie drużyny w grupie B miały po 3 punkty. Ostatnie mecze grupowe miały więc zadecydować o tym, kto wyjdzie z grupy. O stresie nie mogło być mowy. Jedynie wyczekiwanie w atmosferce na trzeci decydujący mecz. W nim wcale nie było łatwo z racji jego stawki. Drużynie Ghetto Gospel udało się jednak zdobyć jedyną bramkę w tym spotkaniu, która pozwoliła na awans z grupy. I to z pierwszego miejsca.

Patryk Wróbel, zawodnik KKS Rawy Katowice:Szczerze mówiąc, to przez pierwsze dwa dni nie dochodziło do mnie, jaki sukces osiągnęliśmy oraz jaką historię napisaliśmy. Zrobiliśmy coś niesamowitego. Jeszcze w drodze do Warszawy nikt z nas nawet przez chwilę nie pomyślał, że jesteśmy w stanie wygrać turniej finałowy i polecieć w lipcu do Brazylii. Niewiele brakowało, a nie byłoby nam dane spróbować powalczyć w Warszawie przez problemy, które pojawiły przed wyjazdem. Co do samego turnieju finałowego, to poziom był wysoki, a i sam jego początek nie ułożył się dla nas tak jak tego chcieliśmy, ale poprzez zmianę taktyki, wolę walki, zaangażowanie i włożone serce w każdy następny mecz pokazaliśmy, że jesteśmy w stanie z każdym wygrać. Myślę, że kluczem do sukcesu była przede wszystkim atmosfera w drużynie, która była bardzo dobra od samego początku do końca. Co do samego wyjazdu, to do Brazylii jedziemy spełniać marzenia i zaprezentować nasz kraj z jak najlepszej strony. Chcemy pokazać, że chłopaki z Polski też potrafią grać w piłkę na dobrym poziomie. Na pewno będzie to przygoda życia. Jestem o tym przekonany i jestem bardzo szczęśliwy, że to nam jest dane lecieć na finał światowy! Chciałem podziękować moim kumplom, z którymi udało się wygrać i obiecuję, że damy z siebie wszystko!

Tryb magiczny włączony

O ile w meczach grupowych drużyna Ghetto Gospel prezentowała się piłkarsko dobrze, to poziom, jaki zaczęła prezentować w fazie pucharowej, był wręcz kosmiczny. W każdym spotkaniu od 1/8 finału zawodnicy GG byli praktycznie bezbłędni. Dyscyplina taktyczna na boisku i pełen relaks w przerwach między meczami dawały bardzo wiele. Efekty były wręcz imponujące. Wygrane 5:0 z Cousins and Brothers i FC Zbieraniną pozwoliły awansować do najlepszej czwórki turnieju. Wtedy na brazylijski raj było już 25% szans. To naprawdę dużo, biorąc pod uwagę. ile silnych ekip było w tej fazie poza turniejem. Wśród nich ubiegłoroczni zwycięzcy, czyli Kapela Weselna, która w tej edycji odpadła w wyjątkowo pechowych okolicznościach. W półfinale Ghetto Gospel czekało spotkanie z bardzo dobrze prezentującą się w turnieju stołeczną drużyną - Haliną. Mecz ten zgodnie z przewidywaniami stał na bardzo wysokim poziomie, a obie drużyny prezentowały się znakomicie przede wszystkim w defensywie, przez co trudno było o bramkę. Nie oznacza to jednak, że mecz był nieciekawy. Wręcz przeciwnie. Wszyscy śledzili go z zapartym tchem, choć padła w nim tylko jedna bramka. W końcu to drużynie, której nazwa wywodzi się od piosenki najlepszego rapera w historii - 2Paca, udało się zdobyć gola, który pozwolił na awans do finału. Już wtedy radości było co niemiara, a do raju został tylko jeden krok. I co godne uwagi, nawet w tym momencie nie pojawił się stres. Ghetto Gospel dalej bazowało na atmosferze, która miała doprowadzić drużynę do Brazylii.


Spełnienie marzeń!

W finale rywalem Ghetto Gospel było Stowarzyszenie Lokalne ze Szczecina, które w półfinale wyeliminowało doskonale znane w rozgrywkach Neymar Jr's Five i Playarena UKS Bródno. Był to udany rewanż za półfinał sprzed dwóch lat. Wtedy lepsza okazała się drużyna z Warszawy, a teraz warszawskie drużyny wystąpiły w finale pocieszenia. W meczu dnia zmierzyły się natomiast ze sobą drużyny z Katowic i Szczecina. W finale nie było już żartów. Każdy zdawał sobie sprawę z rangi meczu. Niecodziennie jest się przecież o jedno spotkanie od wyjazdu do Brazylii. Bezbłędna gra z obu stron skutecznie uniemożliwiała stworzenie dogodnych sytuacji podbramkowych. Tak mijała minuta po minucie, aż w końcu upłynęło 10 minut i sędzia odgwizdał koniec spotkania. Nie oznaczało to niczego innego jak dogrywkę “jeden na jednego”, w której złoty gol miał zdecydować, która drużyna spełni swoje marzenie i wyjedzie do kraju kawy, by zagrać w światowym finale. O ile dogrywki zazwyczaj trwają co najmniej kilkadziesiąt sekund, to w tym wypadku dramaturgia trwała krócej. Po krótkiej przebitce na środku boiska piłka znalazła się na połowie Stowarzyszenia przy linii bocznej i… wtedy nastąpilo przejęcie piłki przez Damiana Adamieckiego, który wyłuskał piłkę swojemu rywalowi, błyskawicznie umieszczając piłkę w siatce, co doprowadziło drużynę Ghetto Gospel do euforii. Okazało się, że marzenia się spełniają i warto o nie walczyć, mimo przeciwności losu. Nagrodą może być bowiem spotkanie z Neymarem w Brazylii. Sen trwa dalej.

Damian Adamiecki, strzelec zwycięskiej bramkiCo do samego wyjazdu na turniej, to byłem nastawiony 50 na 50 , ponieważ trzymały mnie także obowiązki inne niż wyjazd do Warszawy z chłopakami. Na moje szczęście mój przyjaciel, który występuje razem ze mną w Ghetto Gospel - Rafał przekonał mnie do wyjazdu. I to nawet nie ze względu na sam turniej, ale na własne towarzystwo, ponieważ nie często udaje nam się zobaczyć. Na turnieju wszystko było na wysokim poziomie. Organizacja ,pogoda , koledzy z drużyny , wszystko na swoim miejscu! Wystarczyło tylko grać i bawić się piłką. Na chłodno dopiero kilka dni po wydarzeniu to wszystko zaczęło do mnie dochodzić. Kiedy przyszły sprawy z załatwianiem paszportu itd. Jestem bardzo szczęśliwy z tego co udało nam się zrobić w sobotę w Warszawie. Co do wyjazdu do Brazylii - super sprawa, podróż, poznanie innej kultury i innego państwa z Ameryki Południowej. Państwa piłki nożnej, w którym wychował się Luiz Nazario de Lima Ronaldo oraz Neymar. To coś pięknego dla każdego, kto miał chociaż troszkę wspólnego w swoim życiu z piłką nożna. Myślę ,że może to być przygoda mojego życia. Do Brazylii jedziemy powalczyć o jak najlepszy rezultat!

 

powrót do listy

Komentarze

Brak komentarzy
Jeżeli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany. Zaloguj
Advertisement