Playarena
Dodany: Komentarzy: 7

Rafał Niżnik: Nie zamierzam kończyć z graniem w piłkę

Przed kilkunastoma laty w europejskich pucharach mierzył się z takimi zawodnikami jak Paul Scholes, Ryan Giggs czy Ludovic Giuly. W swoim dorobku ma również mecz przeciwko mistrzowi świata z 2002 roku. Dziś walczy o sukcesy w innej piłce - sześcioosobowej. O najpiękniejszych wspomnieniach z długiej sportowej kariery i o tym, jak trafił do rozgrywek Playarena, opowiada nam mistrz Polski i Danii, Rafał Niżnik.

Kacper Krzeczewski: Mistrzostwo Polski w roku 1998, Mistrzostwo Danii w roku 2002 i Puchar Danii w roku 2003. Żaden z piłkarzy biegających po boiskach Playarena nie może pochwalić się takimi osiągnięciami. Jak to się robi?

Rafał Niżnik: To już było tak dawno, że nie pamiętam (śmiech). Przede wszystkim trzeba grać w piłkę, być cierpliwym, walczyć o swoje i to powinno przynieść rezultaty.

Czym różni się życie w Polsce od życia w Danii?

W Polsce człowiek ma więcej obowiązków i jest bardziej zabiegany niż w Danii. To główna różnica.

149 meczów w polskiej Ekstraklasie i kilkadziesiąt spotkań w Ekstraklasie duńskiej. Do spełnienia zabrakło gry w reprezentacji Polski?

Zgadza się, tego na pewno zabrakło. Były dwa okresy, kiedy byłem blisko kadry, ale tak się wszystko ułożyło, że nie udało mi się do niej trafić. Mimo to dalej trenuję i gram, obecnie głównie w "Playarenie", i to jest dla mnie kontynuacja przygody z piłką.

Może nie wszystko stracone. Jest przecież jeszcze reprezentacja Polski w futbolu sześcioosobowym. Bierzesz to pod uwagę?

Nie, bliżej to mi jest raczej to reprezentacji oldbojów (śmiech). Gdyby jednak przyszło powołanie, to na pewno bym nie odmówił.

Wywodzisz się z Żarów, zaczynałeś grę w piłkę w Szarotce Uherce. Bycie zawodowym piłkarzem to marzenie z dzieciństwa, które udało się zrealizować, czy może to wszystko wyszło spontanicznie?

Praktycznie od kiedy pamiętam mówiłem, że będę grał w piłkę i jestem związany z tą dyscypliną sportu od dziecka. Zawsze chciałem być zawodowym piłkarzem.

Co spowodowało, że zainteresowałeś się piłką i rozpocząłeś treningi?

W Bieszczadach, gdzie się wychowywałem, poza piłką nożną nie było praktycznie nic innego do roboty. W telewizji można było obejrzeć jedną bajkę o 19:00, o komputerach nawet nie wspomnę. Tak jak powiedziałeś, zacząłem w Szarotce Uherce. Klub ten dobrze funkcjonował, a ja chciałem grać w piłkę, więc nie było żadnych przeszkód ku temu. Moi rodzice i wujkowie byli usportowieni, co też było dodatkową motywacją.

W jaki sposób trafiłeś do Łodzi i co Cię tutaj zatrzymało?

Do Łodzi wróciliśmy z rodziną po raz trzeci 2,5 roku temu. Nie wiadomo jednak, czy tu zostaniemy. Jako piłkarz całe życie podróżuję i przeprowadzam się z miejsca na miejsce. Na dzień dzisiejszy chcemy zostać w Łodzi, a jak to ostatecznie wyjdzie - zobaczymy.

Jak trafiłeś do rozgrywek Playarena?

Do rozgrywek Playarena trafiłem dzięki trenerowi Dariuszowi Janczakowi. To on mnie namówił do dołączenia do zespołu Retkinia Crew. Powiem szczerze, że wcześniej nawet nie wiedziałem o istnieniu czegoś takiego jak gra na orlikach w zespołach sześcioosobowych. Jak się później dowiedziałem, ile osób bierze w tym udział, że tych lig jest tyle, że trzeba walczyć o awanse czy utrzymanie, to byłem zaskoczony. Pozytywnie oczywiście.

To już trzeci sezon w tych rozgrywkach. Jak wrażenia?

Pierwszy rok, w którym grałem, był taki, że z kilkoma drużynami można było wygrać różnicą dwudziestu czy nawet ponad dwudziestu bramek. W zeszłym sezonie, bardzo udanym dla nas, ten poziom się wyrównał i obecnie jest już rzeczywiście parę mocnych zespołów w Łodzi. Odbija się to na wynikach. Teraz już nie pada tyle goli, mecze są bardziej wyrównane i ten poziom jest jednak wyższy.

Jak oceniłbyś poziom Mistrzostw Polski?

Przede wszystkim była to fajna, dobrze zorganizowana impreza. Żałujemy tylko tego, że odpadliśmy w meczu ćwierćfinałowym i to w dogrywce, a tak właściwie już nawet po dogrywce, gdzie o awansie decydował złoty gol. Najpierw ja się poślizgnąłem, a mogłem strzelić do pustej bramki i to my byśmy wygrali, potem Igor Świątkiewicz  się poślizgnął i niestety musieliśmy obejść się smakiem. Taka jest piłka, trzeba wykorzystywać to, co się ma.

Mistrzostwo Polski z Retkinia Crew byłoby pięknym zwieńczeniem długiej kariery.

Nie zamierzam kończyć z graniem w piłkę (śmiech). W tym roku byliśmy naprawdę blisko zdobycia tytułu. Zabrakło nam odrobinę determinacji i przede wszystkim dwóch zawodników. Myślę, że gdyby oni byli, to byśmy przeszli na pewno jeszcze co najmniej jedną rundę.

Do którego roku życia chciałbyś grać w piłkę?

W Szarotce Uherce gram teraz w lidze okręgowej. Sam nie wiem. Jak się uda, to do pięćdziesiątki może pociągnę. W tej chwili mam 42 lata, więc już dużo mi nie zostało (śmiech). Jak tylko zdrowie będzie dopisywało, to będę grał cały czas. Nie stawiam sobie jakiejś konkretnej bariery 45 czy 50 lat.

Gdzie gra się lepiej - na pełnowymiarowym boisku czy na orliku?

W tej chwili zdecydowanie lepiej na orlikach. Częściej dotyka się piłkę, jest z nią większy kontakt i nie trzeba przebiegać w trakcie meczów tak dużych dystansów jak na pełnowymiarowych boiskach.

Dlaczego najlepsi zawodnicy Playarena nie osiągają, przynajmniej jak na razie, sukcesów w piłce jedenastoosobowej?

Zawodnicy, którzy trafiają do I ligi czy Ekstraklasy nie mogą zbytnio schodzić na orliki, bo nie mają na to czasu. To jest jednak zupełnie inna gra. Jeżeli ktoś się zbyt dobrze zaaklimatyzuje w "Playarenie", to później trudno jest mu przestawić się na pełnowymiarowe boisko. Na to byłoby potrzebne trochę czasu.

Najlepszy piłkarz, przeciwko któremu miałeś okazję grać to... i dlaczego akurat on?

Kiedy graliśmy z Manchesterem United, to było ich tam paru (śmiech). Oni zdobyli wtedy wszystko, co można było zdobyć. Trudno mi wymienić jedną, konkretną osobę. Jak mierzyliśmy się z Broendby przeciwko Parmie, ja grałem wtedy na prawej pomocy, a u przeciwników był taki zawodnik jak Junior (Jenílson Ângelo de Souza, przyp. red.). Wtedy był chyba nawet Mistrzem Świata, kurczę, ciężko było (śmiech). Poza tym zdarzało się wystąpić przeciwko takim graczom jak Paul Scholes ze wspomnianego już Manchesteru United czy Ludovic Giuly z AS Monaco.

Najpiękniejszy moment w karierze?

Na pewno wywalczone mistrzostwa - i jedno, i drugie. To jest na pewno coś, co najbardziej satysfakcjonuje piłkarza. Ponadto, różnego rodzaju awanse, czy to do I ligi, czy do Ekstraklasy. Takie rzeczy cieszą najbardziej.

Czym się aktualnie zajmujesz na co dzień poza graniem w "Playarenie"?

Poza grą w "Playarenie" prowadzimy z żoną biznes. Dodatkowo organizuję jeszcze zajęcia ruchowe dla dzieci w wieku przedszkolnym. Nazywają się one "Przedszkoliada". Tam poza piłką nożną jest także siatkówka, koszykówka i piłka ręczna. Dzięki temu wykorzystuję swoje doświadczenie wyniesione z futbolu i dobrze się tam odnajduję.

 

powrót do listy

Komentarze

Dariusz Janczak
+
0
/
-
0
ponad 7 lata temu

Przemek , uważam że każdy dobry zawodnik jest potrzebny

Przemysław Kaczmarek
+
1
/
-
0
ponad 7 lata temu

Darek , a na moje pytanie nie odpowiesz? ;)

Krzysztof Goły
+
0
/
-
7
ponad 7 lata temu

wzruszające emerycie

Dariusz Janczak
+
8
/
-
0
ponad 7 lata temu

Krzysztof, jakie nazwisko tyle samo w mózgu. Dramat

Krzysztof Goły
+
1
/
-
13
ponad 7 lata temu

Warto również dodać, że ta śmierdząca Łksowa pała wykorzystywała wyuczone tricki na boiskach ekstraklasy i faulowała częściej niż miała piłkę przy nodze, a sędzia wazeliniarz nawet nie umiał upomnieć. Najważniejsze, że byliśmy wyżej od nich a następnym razem będę trzeźwy i zakończę jego kariere! W Łodzi tylko RTS !

Przemysław Kaczmarek
+
0
/
-
0
ponad 7 lata temu

Draiusz, myślisz, że naszej kadrze RP6 by się przydał ?

Dariusz Janczak
+
5
/
-
0
ponad 7 lata temu

Fajny wywiad. Rafał to super facet na boisku i w życiu prywatnym . Prawdziwy wzór dla młodych ludzi.

Jeżeli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany. Zaloguj
Advertisement