Playarena
Dodany: Komentarzy: 20

"Gramy na stare czy na nowe?", czyli to, co było kiedyś, już nie wróci...

Gramy na stare czy na nowe? Dziś większość młodych zawodników z pewnością nie zna tego sformułowania, które jeszcze kilkanaście lat temu musiało paść przed każdym podwórkowym meczem. Kilkanaście lat to stosunkowo krótki czas, jednak wystarczająco długi, żeby zauważyć kolosalną różnicę w podwórkowej piłce nożnej.
 

Obecność na podwórku
 

Dawniej:

Niedaleko bloku, w którym mieszkam, w samym centrum osiedla stoi szkoła podstawowa. Na jej terenie znajdowały się cztery boiska do gry w piłkę i dwa betonowe place - jeden z czterema koszami, drugi ze słupkami na siatkę. Doskonale pamiętam sytuacje, kiedy chodziliśmy z chłopakami od boiska do boiska i każde z nich było zajęte. W takich przypadkach lub w momencie, kiedy było nas mniej, grywaliśmy, gdzie się da. Gdyby dobrze poszukać, z pewnością znalazłyby się jakieś zdjęcia obrazujące stan trawników na osiedlu. Wielkie place wydeptanej trawy znajdowały się wtedy na każdym większym zieleńcu, a między każdymi dwoma drzewami, rosnącymi w sensownej odległości od siebie, wydeptane pole bramkowe. Za boisko służył nawet trawnik, kawałek drogi i chodnika przed blokiem, ponieważ wejście do niego posiadało dosyć sporą wnękę, która rozmiarami przypominała dużą bramkę. Ku rozpaczy sąsiadów, graliśmy nawet tam, pomimo licznych skarg i strzałów lądujących nie w tym oknie, co trzeba. Nie raz maszerowaliśmy z piłką w inne części osiedla, bo doskonale wiedzieliśmy, że na pewno gdzieś tam spotkamy kogoś chętnego na mecz. W każdym regionie osiedla była jakaś paczka reprezentująca swoje bloki. Takie spotkania między poszczególnymi ekipami budziły wiele emocji i zrodziły wiele naprawdę fajnych wspomnień.

Dziś:

Przy tej samej szkole znajduje się już tylko jedno boisko - wielofunkcyjne, z dywanową nawierzchnią. Nie powiem, żeby świeciło pustkami, ale to już nie to samo. Mam wrażenie, że dzieciaki z trudnością potrafią zebrać tylu chętnych do gry z całego osiedla, ilu my mieliśmy tylko na "naszych blokach". Trawa rośnie teraz bujnie, nie pamiętając już ciężkich dla siebie czasów. Strażnicy przyrody, czyli starsi panowie i panie, którym przeszkadzała nasza beztroska zabawa, już dawno nie mieli powodu do krzyku. Na nowej elewacji bloków nie ma śladu odbitej piłki, a bezpieczne i świetnie wyposażone place zabaw pełne są dzieci i rodziców, którzy nie spuszczają ich z oczu. Płot, który odgradza boisko i plac zabaw, to jakby magiczna bariera, mająca uchronić dzieci przed jakimś złem, które nas o dziwo nie dotykało wcale. Mniejszą aktywność dzieci niektórzy mogą po prostu tłumaczyć niżem demograficznym. Owszem, to też rzutuje na moje odczucia, jednak doskonale wiem, że te dzieci są, ale zamknięte w swoich pokojach pełnych gadżetów i "ogłupiaczy".
 

Szacunek do starszych kolegów
 

Dawniej:

"Przyszli starsi, schodzimy". Nie było przebacz, trzeba było ustąpić starszym kolegom, nawet jeśli na swoją kolej na rozegranie meczu czekaliśmy pół dnia. "Starsi" cieszyli się u nas szacunkiem. Chodziliśmy często oglądać ich mecze, zawsze z nadzieją, że kogoś im będzie brakować do składu. Możliwość zagrania z chłopakami starszymi często o kilka czy kilkanaście lat dawała ogromną frajdę, a jakiekolwiek udane zagranie, pochwalone przez nich, poczucie dumy. Doskonale pamiętam wszelkie próby dokuczania, dyskusji i pyskowania do starszych kolegów. Zazwyczaj kończyło się to jakimiś wymyślnymi karami, ale zawsze w granicach zdrowego rozsądku i bez wyrządzania krzywdy. Nie skarżyliśmy się nikomu. Po pierwsze dlatego, że taki był los młodszych, a po drugie dlatego, że nie chcieliśmy im jeszcze bardziej zachodzić za skórę.

Dziś:

"Nie zejdziemy, pocałujcie nas gdzieś, mamy rezerwację". Okej, jeśli jest rezerwacja, to każdy ma prawo ją wykorzystać, ale ilekroć spotykam na Orlikach takich rozwydrzonych gówniarzy, to jestem w szoku. Nie dość że pyskują i przeklinają, to jeszcze wszystko robią z ogromną pewnością siebie i cwaniactwem. Zdarzało się kilka razy, że po serii wyzwisk ze strony małolatów komuś z nas w końcu puszczały nerwy, a wtedy "młode aniołki" natychmiast skarżyły się opiekunowi boiska. Skąd to się bierze? Na osiedlu to samo… Nikt nikogo nie zna. Wcześniej środowisko młodzieży zbierało się pod blokiem i niezależnie od wieku stanowiło jedną całość. Dziś mijam między blokami zakapturzonych 8- czy 10-latków i nie wiem nawet, kim oni są. Nie wyobrażam sobie też postępować z nimi jak starsi z nami, bo na bank skończyłoby się to konsekwencjami godnymi napadu na niewinne dziecko. Radość i otwartość wypełniające nasze osiedla zastąpiły niestety agresja, skrytość i cwaniactwo.
 

Sprzęt do gry
 

Dawniej:

Każdy grał w tym, co miał - tak w skrócie można opisać boiskowy ubiór mój i moich kolegów. Zazwyczaj grało się w trampkach, znoszonych adasiach i ubraniach ogólnie przeznaczonych na straty. Każdy szanujący się piłkarz musiał posiadać w swojej karierze chociaż jedną parę korkotrampków. Były to buty, które z prawdziwymi korkami nie miały wiele wspólnego, a ich podeszwy ścierały się dramatycznie szybko. Kosztowały niewiele, stąd też prawie każdy mógł wyprosić rodziców o ich zakup. Prawdziwym hitem były oczywiście kultowe już dziś halówki - niebieskie lub ewentualnie białe. Ja naprawdę bardzo dobrze wspominam grę w tych butach, a poza tym, nie oszukujmy się, pasowały one do wszystkiego. Wielu z nas miało kilka par - jedne były do gry, drugie do szkoły, a trzecie wyjściowe. Jeśli chodzi o  pozostały ubiór, to królowały koszulki piłkarskie z targowicy (moje to np. Mijatović - Real Madryt, McManaman - Liverpool, Rui Costa - Milan), znoszone spodnie, tanie dresy, koszulki po przejściach i wszystko to, co nie nadawało się już do oficjalnego wyjścia, a szkoda to było jeszcze wyrzucać. Co do piłek, ta dobra nie mogła mieć widocznych szwów. Niejednokrotnie futbolówka była poddawana dokładnej pielęgnacji, byle tylko przedłużyć jej żywotność. Wzory były więc poprawiane markerem, a szwy nacierane mydłem. Najgorzej było, gdy piłkę posiadał tylko jeden z paczki. Jeszcze gorzej, gdy musiał on iść wcześniej do domu. Chyba każdy nie raz przeżył sytuację, kiedy to w samym środku meczu padały słowa "dajcie piłkę, idę do domu". Futbolówki były różne. A to zdarzało się grać balonem, a to za ciężką piłką, a to całą bez łat (uderzyć taką z główki to murowane zdarte czoło), ale nigdy nie było to istotne. Kiedy piłka była, to po prostu jedna na całe podwórko.

Dziś:

Obecnie półki sklepowe uginają się od sprzętu piłkarskiego. Buty, stroje, piłki - to wszystko jest na wyciągnięcie ręki. Co ważne, wielu rodziców może dziś sobie pozwolić na zakup lepszego sprzętu dla dziecka niż mogli nam zapewnić nasi rodzice. Małolaci biegają więc w firmowych butach, grają piłkami z najwyższej jakości i ubrani są w koszulki swoich ulubionych klubów… I dobrze. Na pewno nie doceniają jednak tych wszystkich rzeczy tak jak moje pokolenie, dla którego było to spełnienie marzeń. Na dowód tego opowiem jedną anegdotę. Pewnego dnia graliśmy w "niemca" i kolega, który miał na sobie nowe, dosyć solidne dresy, wykopał piłkę w pobliskie krzaki. Zgodnie z prawem Pascala (kto kopie, ten…), musiał po nią iść. Po wyjściu z krzaków okazało się, że dresy są całe brudne. Ktoś wcześniej załatwiał tam swoje najcięższe potrzeby. Kolega nie miał więc wyboru - pobiegł do domu, zdjął spodnie, włożył je do wanny i zalał domestosem w celu odkażenia owych zabrudzeń. Brak doświadczenia w tych sprawach niestety spowodował, że po przepłukaniu okazało się, że w polanych miejscach spodnie się wybieliły. Nie przejął się jednak, tylko z radością odkrył, że ma teraz jedyne w swoim rodzaju i oryginalne spodnie moro. Pamiętam, że jeszcze bardzo długo chodził w nich po dworze. Teraz trudno to sobie wyobrazić. Takie spodnie wylądowałyby na pewno w koszu na śmieci.
 

To, co było, już nie wróci

Powyżej opisane zostały tylko trzy rzeczy, którymi różnią się lata dziewięćdziesiąte od obecnych, ale wielu z Was w zupełności wystarczą one do tego, żeby odbyć sentymentalną podróż w tamte czasy. Zdaję sobie sprawę, że skończyła się era beztroskiej zabawy i cieszenia się chwilą razem z rówieśnikami. Napisałem o piłce, ale graliśmy również w siatkówkę, palanta, ganianego, szczura, murki, tysiąca i wiele innych gier, lecz zawsze graliśmy razem - od rana do wieczora, z obowiązkową przerwą na obiad. Graliśmy bez kalkulacji, na świeżym powietrzu, poznając przy tym masę nowych kolegów. To już niestety nie wróci i trzeba bić pokłony przed każdym rodzicem, który "wygania" swoje dziecko na dwór bez tabletu, telefonu itp. My nie potrzebowaliśmy głupich przepisów zakazujących jedzenia słodkości w szkołach. Jedliśmy wszystko, czyli chipsy, cukierki, drożdżówki, czekoladę, piliśmy colę, oranżadę, żuliśmy tony gum. To nie miało jednak żadnego znaczenia, ponieważ całe dnie spędzaliśmy w ruchu, na dworze i to było najpiękniejsze.
 

A czy Wy również doświadczyliście podobnych sytuacji w młodości? Jeśli tak, to zachęcam wszystkich do podzielenia się z nimi w komentarzach...

 

powrót do listy

Komentarze

Bartosz Stawicki "Dragan Zastavić"
+
0
/
-
0
ponad 7 lata temu

A ja jestem rocznik 84 i pierwszą koszulkę jaką miałem to z nazwiskiem David Platt ....potem był George Weah ... pamięta ktoś takich kopaczy???

Michał Krajewski
+
0
/
-
0
ponad 8 lata temu

Tamte czasy były super... każdy mógł grać jak było wolne boisko, każdy każdego znał - wszystko to prawda, codziennie po lekcjach tego doświadczaliśmy z kolegami :) Teraz praktycznie zawsze grają umówione ekipy i przeważnie są to mecze PA, więc każdy z każdym z osiedla nie pogra, bo liczy się skład danej drużyny. Te stałe rezerwacje orlików nie są dobre. Przychodzi ktoś nowy i nie może zagrać jako dodatkowy zawodnik u tych co akurat grają, a jak przyjdą dwie ekipy do pogrania to też nie zagrają, bo przecież rezerwacje są ustalone na sztywno. A dzieci tym bardziej... kiedyś młodsi grali za bramkami boiska głównego... i tak naprawdę dzięki temu były trzy boiska - jedno główne, drugie za jedną bramką i trzecie za drugą bramką, tyle było miejsca, grało 6 ekip jednocześnie. Orliki są fajne to fakt, ale to małe klatki przeznaczone do gry dla 2 drużyn, które akurat mają rezerwację. A najgorsze jest to, że nawet jak zbiorą się chłopaki z danego osiedla, żeby zagrać na ich osiedlowym orliku to akurat w tym czasie na tym orliku grają dwie ekipy złożone z ludzi mieszkających na drugim końcu miasta. Ich orlik pewnie jest zajęty przez innych z innego rejonu miasta i dlatego zajmują ten... Kiedyś grało się praktycznie pod własnym blokiem albo parę bloków dalej, nie trzeba było jeździć gdzieś po mieście i szukać innych boisk do gry. Teraz w okresie wiosna, lato, jesień jak się ktoś pyta, czy jest wolny jakiś orlik to dostaje odpowiedź: niestety wszystkie godziny zajęte :D A z kolei rzadko kto teraz chce pograć na boiskach z lat 90-tych, bo każdy chce grać na dywanie trawiastym orlika i dlatego Ci co nie załapują się na orliki po prostu nie grają wcale. A pomyśleć, że kiedyś grało się na betonie, chodniku, piasku, żwirze i każdy był zadowolony i wszystkie wolne miejsca nadające się do gry były zajęte przez dzieci i młodzież :) Bramki robiło się z plecaków, drzewek, butelek, aby tylko można było gdzieś pograć :)

Łukasz Marszałek
+
1
/
-
0
ponad 8 lata temu

Nie zapomnę też nigdy hasła "pierwszy na wsio" :D Piękne czasy ;)

Daniel Kasprowicz
+
0
/
-
0
ponad 8 lata temu

Tamte czasy niestety już nie wrócą, ale moglibyśmy poczuć ich namiastkę. Którą to paradoksalnie niszczy Playarena... Ja jestem rocznik 94, więc załapałem się na trochę tych czasów opisanych w artykule. Wydeptane do goła, nierówne boisko w parku, zawsze można było na nie iść bo ktoś był i grał. A nawet jeśli nie, to zebranie składu zajmowało góra 30 minut. Sam biegałem w koszulce Claudio Pizarro lub Franka Lamparda. Około 2008 roku to zaniknęło, zaczęła się era "kopania" którą wspominam jeszcze bardziej klimatycznie. Ludzie zniknęli z osiedlowych "boisk", lecz ja z wąską grupką kumpli chodziliśmy i traciliśmy całe godziny na gierki 2vs2, grę w "jedynki" i tego typu sprawy. Często chodziło głównie o to żeby ze sobą pogadać i wspólnie spędzić czas a samo kopanie schodziło na plan dalszy. Natomiast potem weszły orliki i tu nastąpił swoisty renesans tej wspominanej z rozżewieniem epoki. Można było wziąć piłkę i iść na orlik o każdej porze dnia i być pewnym że znajdzie się tam grupę ludzi z którymi można zagrać mecz. Często zupełnie obcy, których widziało się pierwszy i ostatni raz. Szybkie "mieszane" składy, pożyczenie znaczników od opiekuna i gra dopóki najsilniejsi nie padną ze zmęczenia. Często dobierało się właśnie "młodych" żeby było 6vs6, choć mecze 8vs8 też nie należały do rzadkości ;) I się klepało młodych po plecach gdy zaplątali się przeciwnikowi pod nogami i zabrali piłkę :) Grało się na luzie z uśmiechem. I jak Boga kocham, okoliczna "dzieciarnia" na orliku siedziała cały dzień i czekała na okazję żeby załapać się na mecz. A kiedy jedna na poczekaniu złożona ekipa schodziła, to już formowała się następna - z nowo przybyłych i niedobitków poprzedniej :) Teraz to Playarena, boiska zarezerwowane od rana do wieczora. Jeśli nie mecze to treningi drużyn. Jak ktoś akurat nie gra to często odstepuje rezerwację potrzebującym. Wbicie się "na dziko" jest już niemożliwe. Osobiście nie dziwie się dzieciakom że nie chce im się przychodzić, skoro szansa żeby pograć jest bliska zeru. Nikt nie weźmie młodego bo przecież walka o ligowe punkty, a patrzeć na te mecze cały dzień...? W czasach gdy od oglądania Liverpoolu czy Barcelony dzieli kliknięcie w internecie, też wolałbym Barcę z Valencią od Dżumy z Dzbanami... Praktyka teraz jest taka: nie grasz w Playarenie, nie grasz wcale. A nawet jak grasz, to już nie sprawia tyle frajdy bo to mimo wszystko mecze o punkty, o prestiż. Człowiek się mobilizuje, jeździ na dupie i nie odstawia nogi. Zupełnie inaczej niż w wesołym "dzikim" meczu. PA stała się monopolistą w zakresie amatorskiej (??) gry w piłkę. Każdy monopol oprócz plusów ma też minusy...

Andrew Reksul
+
3
/
-
1
ponad 8 lata temu

Tym textem przypomniałeś mi całe dzieciństwo i odczuwam zajebistą frajdę, że przyszło mi żyć w tamtych czasach :) :)

Oskar Lipka
+
2
/
-
2
ponad 8 lata temu

To trochę nie fair. Takie uogólnianie jest krzywdzące. To, że jest nowy sprzęt i warunki, których my młodsi często nie doceniamy to prawda, ale pisanie, że nie odnosimy się z szacunkiem do starszych to przesada. To nie od wieku, zależy zachowanie, a od wychowania. I równie dobrze mógłbym powiedzieć, że starsze osoby często traktują nas młodszych jak gówniarzy, którzy nic nie potrafią i nie mają prawa do wypowiadania się na jakikolwiek temat. Nie chodzi tutaj o zmianę pokoleniową lecz o to jaki dana osoba ma charakter. Więc myślę, że artykuł jest nie sprawiedliwy i patrzycie na nas z góry. Bo są przykłady osób bez szacunku i w naszym wieku i w wieku starszym.

Sebastian Kujawa
+
1
/
-
0
ponad 8 lata temu

Sama prawda ! Zajebisty artykuł :P

Kamil Kojtych
+
0
/
-
0
ponad 8 lata temu

Tak tak urodzilem sie w roku 1994 i te czasy trwaly gdzies do 2007/08 roku gdzie ale dni z przerwa na obiad maksymalie trwala 15 dni i wychodzilo o 8 rano by pograc i wiedzialo gdzie kto jest bez telefonów tabetów i innych bzdetow ktore sa teraz potrafilismy mie skady na granie.gralo sie gdzies do 22 w sama pilke a pozniej reszta gier i sila powrot do domu poznym wieczorem noca nawet i dzien byl za krotki .fakt faktem od 2005 laczylo sie juz z gra w klubie ale czasu na dwor mimo wszystko bylo sporo .mile wrocenie do lat ktore juz chyba ni enastapi chodz postaram sie jesi bede miec dzieci im przekazac wszyscy wartosci ktore my mieismy za mlodu i wibic do glowy ze tablet czy komputer nie jest najwazniejszy lecz czas spedzony z kumplami np na boisku :Dg grywało sie na łakah zwiarach betonach i nic nam nie przeszkadzalo nigdy a teraz nawet na orikach pustki ,widzisz wszystkie rozniki ktore wczesniej graly i staraja sie wyjsc pokopac jak za dawnych lat a mlodzi przed ekranami ,co jest smutne :((

Bartosz Stefaniak
+
3
/
-
0
ponad 8 lata temu

Jestem z rocznika 99, do czasów podstawówki boisko betonowe przy szkole podstawowej zajęte było 24/7 (najczęściej przez nas) na boisku było ZAWSZE wiele osób. Nie dzwoniliśmy po siebie, nie pisaliśmy - wiedzieliśmy gdzie się wzajemnie szukać. W wakacje od 9 rano do 21 się tam grało, a teraz weź kogoś uproś żeby wyszedł z cs'a czy innego gówna i poszedł sobie po prostu pokopać :/

Grzegorz Geliński
+
1
/
-
0
ponad 8 lata temu

Krzysiek, rewelacyjny artykuł opisujący to co kiedyś działo się na miejskich osiedlach ale to co było w miastach było również na wsi. Ja wychowałem się na jednej z takich wiosek pod dużym miastem i doskonale pamiętam jak wyglądał mój plan dnia... Było to w kolejności : szkoła, po szkole szybko do domu bo trzeba jechać na trening. Gdy wracałem z treningu to chłopaki z osiedla już czekali żeby zagrać mecz.. Aj umówić teraz mecz to jest pikuś, ale jakim wyczynem w tamtych odległych już czasach było zebranie się w 11 i zagrać wioska na wioskę na dużym boisku. Pozdrawiam :)

Rafał Podlaski
+
0
/
-
0
ponad 8 lata temu

Ciekawe, bo u mnie jest zupełnie inaczej. Racja, dawniej grało się gdzie popadnie i miało się swoje towarzystwo, jednak w moich okolicach to właśnie Ci starsi, czyli aktualnie moje pokolenie zniknęło z dworów, a młodych, tak jak my dawniej, jest od groma, grających w piłkę :) Więc ten artykuł może zgadać się jedynie z niektórymi miastami/dzielnicami, pamiętajmy że wszędzie jest inaczej.

Przemysław Kaczmarek
+
0
/
-
1
ponad 8 lata temu

Oset stoję :)

Emil Janczak
+
4
/
-
0
ponad 8 lata temu

Najlepszy artykuł wszechczsów na playarenie. Chce powiedzieć tylko że nie tylko lata 0 takie były. Jestem z rocznika 96 i pamietam wszystko co tu opisujesz z gry w latach 2002-2008 zanim pojawiły się orliki

Kamil Borkowski
+
2
/
-
0
ponad 8 lata temu

Tak, czytając ten tekst człowiek wraca wspomnieniami do dzieciństwa, wychowałem się na Warszawskim Bródnie, grało się w każdą wolną chwile, po powrocie ze szkoły plecak lądował w kącie, zakładałem ubrania do gry i maszerowałem na podwórko, mecze między dzielnicami czy podwórkami były prawie jak finał ligi Mistrzów. Nasze podwórko było głównym, gdyż mieliśmy własne boisko, bramki 2x5 dosyć duży plac gry, było piaszczyste, pełne kamyków i tłuczonego szkła, ale nikt na to nie patrzył, jedynym minusem było to,że obok boiska była ulica i często traciliśmy piłki. Miałem też ten przywilej, że byłem jednym z nielicznych młodych, który miał miejsce w podstawowym składzie starszych,nie wiem czy z powodu,że byłem jedynym bramkarzem na podwórku, ale byłem z tego dumny,że grałem z nimi. Teraz, jak bywam na swoim starym podwórku z przykrością patrzę, na boisko którego już nie ma, dobrze,że chociaż wspomnienia zostały. Z przyjemnością bym wrócił do tamtych czasów.

Piotr Rutkowski
+
5
/
-
0
ponad 8 lata temu

Wszystko co przeczytałem w tym artykule opisuje moje życie dziecięce. 100 % prawdy, te derby, te stroje, to pytanie "Gramy na nowe, czy na stare?" Aż łezka się w oku kręci... Szkoda, że te czasy nie wrócą... Bardzo fajny pomysł i wykonanie tego artykułu. Oby takich więcej, pozdrawiam!

Mateusz Przeniczny
+
8
/
-
0
ponad 8 lata temu

Ciekawie z dzisiejszej perspektywy wyglądało również werbowanie kumpli do grania: chodziło się do każdego osobiście i namawiało do gry przez domofon. Problemem każdego kolejnego zawodnika, nie były chęci, a jedynie "zielone światło" od mamy. W dzisiejszych czasach niejedna mama uroniłaby łezkę szczęścia, gdyby jej pociecha zechciała ruszyć 4 litery na boisko...

Dawid Murawski
+
7
/
-
0
ponad 8 lata temu

Ile bym dał aby te czasy wróciły.. Aby rozegrać mecz nie była potrzeba Playarena. wychodziłeś z domu i po kwadransie były już dwie zorganizowane ekipy. I te 'derby' podwórko na podwórko.. łezka się w oku kręci :)

Rafał Śliwkiewicz
+
5
/
-
0
ponad 8 lata temu

Co prawda, jestem z rocznika 1999 ale wychowałem się na jednym z osiedli "uboższych" i nadal pamiętam te wszystkie zasady i sprzęt :) Jak ktos miał korkotrampki to od razu był w lepszym składzie :P A kępy trawy na kartoflisku nie były powodem do narzekań tylko były to zalety bo piłka czasem sama się wysunęła na strzał :P Te teksty, gdy piłka przeleciała sąsiadowi za ogrodzenie też pozostaną w pamięci, te przeskakiwanie przez bramę bo sąsiada nie ma i strach ,że ktos zaraz bedzie krzyczał :P A teraz do tej pory grając na orliku jest pełno rozpieszczonych trenujących bachorów, którzy jak założą komus siate wyzywają się nawzajem. Na orlik nie można wejsc w adidasach, trzeba mieć piękne i umyte buty na zmiane, mimo,że orlik jest w piekielnie zapuszczonym stanie. Większosc moich kolegów z klasy teraz zapatrzonych jest w monitor i mają nadwagę ;( Szkoda ,że to wszystko tak się zmieniło z postępem technologii no ale cóż, chociaż będzie o czym wspominać swoim następcom :)

Eryk Paszulka
+
6
/
-
0
ponad 8 lata temu

Tak to właśnie wyglądało aż miś się łezka w oku zakręciła. Wspaniałe czasy i wspaniałe wspomnienia przywołałeś tym wpisem. Niestety te czasy już nie wrócą :(

Marcin Cieśla
+
6
/
-
0
ponad 8 lata temu

Czysta prawda , już takie czasy nie wrócą ... Ale z przyjemnością się czyta taki artykuł i sięga pamięcią paręnaście lat wstecz :)

Jeżeli chcesz dodać komentarz, musisz być zalogowany. Zaloguj
Advertisement